Joga potrafi zmienić życie — wycisza, porządkuje, wzmacnia, ugruntowuje. Ale jak wszystko, co działa głęboko, wymaga rozsądku. Wbrew temu, co krąży po internecie, nie chodzi tu o zagrożenia duchowe, tylko te zupełnie ziemskie, ludzkie, psychologiczne i ruchowe.
Najczęściej problemy zaczynają się wtedy, gdy człowiek przychodzi na matę z mentalnością „muszę być najlepsza”, „muszę zrobić progres”, „muszę udowodnić, że potrafię”. To podejście jest jak niewidzialny napięty sznurek, który podcina nogi. Joga nie znosi presji, bo presja uruchamia dokładnie te same mechanizmy, przed którymi joga ma chronić: stres, porównywanie, napięcie, ambicję, walkę. Jeśli ktoś traktuje praktykę jak sport i wchodzi w nią z rywalizacją (choćby tylko we własnej głowie), ciało natychmiast to odczuwa. Pojawiają się przeciążenia, nadwyrężenia, ból, brak cierpliwości. Nagle coś, co miało prowadzić do ulgi, zaczyna prowadzić w przeciwnym kierunku. I to nie dlatego, że joga jest zła — tylko dlatego, że człowiek wchodzi w nią z niewłaściwą energią.
Są też ciała, które potrzebują czasu, delikatności, progresji. Ciała z historią: urazy, napięcia ochronne, kompensacje, zbyt duża mobilność lub odwrotnie — twardość jak beton. Jeśli nauczyciel nie widzi tych różnic, a zajęcia prowadzone są schematem „jedna sekwencja dla wszystkich”, łatwo o krzywdę. Wystarczy jedno źle ustawione kolano, jedno zbyt zaciągnięte wygięcie, jedna ambicja więcej niż trzeba. Joga nie jest magicznym plastelinowym światem, w którym nic się nie może stać. Jest ruchem — i ruch wymaga świadomości.
Bywa też tak, że człowiek zaczyna szukać w jodze czegoś, czego joga nie obiecywała: duchowego wybawienia, sensu życia, odpowiedzi metafizycznych, pocieszenia, które powinno przyjść z relacji, terapii albo modlitwy. To nie praktyka jest wtedy zagrożeniem – zagrożeniem jest oczekiwanie, że praktyka wypełni lukę, której sama nie jest w stanie dotknąć. Joga może wspierać w regulacji emocji, ale nie zastąpi terapii. Może pomóc się ugruntować, ale nie zastąpi życia duchowego, jeśli ktoś je prowadzi. Jeśli człowiek próbuje zrobić z niej „wszystko naraz”, zaczyna błądzić nie dlatego, że joga ma w sobie coś duchowo groźnego, tylko dlatego, że przypisuje jej funkcje, których nigdy nie miała pełnić.
Dużo ryzyka pojawia się także tam, gdzie jest brak kompetencji. Nauczyciel, który nie widzi ciała, nie czuje anatomii, nie rozumie układu nerwowego i nie potrafi dostosować praktyki do poziomu grupy, może wprowadzić do jogi chaos. Joga sama w sobie jest bezpieczna – zagrożenie pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś prowadzi ją bez wiedzy. Niestety zdarza się, że osoby uczące jogi dodają do niej własne wyobrażenia duchowe, ezoteryczne opowieści albo techniki, których nigdy nie studiowały. Wtedy robi się niebezpiecznie, ale znowu – nie z winy jogi, tylko z powodu osoby prowadzącej.
Jednym z najbardziej niezrozumianych zagrożeń jest nadinterpretacja wewnętrznych doznań. Joga wycisza układ nerwowy i zwiększa świadomość ciała, a kiedy ciało zaczyna „mówić”, może to być dla niektórych osób bardzo intensywne. Zwłaszcza dla tych po traumach. Pojawia się drżenie, ciepło, wzruszenie, uwolnienia somatyczne. To nie duchowość ani mistyka. To biologia. Układ nerwowy wychodzi z zamrożenia. Jeśli ktoś o tym nie wie, może się przestraszyć lub nadać temu znaczenie, którego nie ma, i tu zaczynają się problemy. Nie z praktyki – z interpretacji.
Zdarza się także, że joga staje się ucieczką. Dla niektórych osób, zwłaszcza o skłonnościach do uzależnień, praktyka może stać się miejscem, w którym łatwo „zniknąć” z realnego życia. Kiedy ktoś zaczyna traktować jogę jako jedyny sposób radzenia sobie z emocjami, zamiast jednym z elementów, wtedy praktyka traci balans. Joga ma prowadzić do obecności, a nie do ucieczki, choć dla niektórych paradoksalnie staje się dokładnie tym drugim.
Wszystkie te zagrożenia mają wspólny punkt: nie wynikają z jogi. Joga jest narzędziem – cichym, neutralnym, nieagresywnym. To człowiek decyduje, co z tym narzędziem zrobi. Czy użyje go mądrze, z uważnością i cierpliwością, czy w sposób chaotyczny, ambicjonalny albo nieświadomy. Narzędzie samo z siebie nie rani. Rani sposób jego użycia.
I dlatego – paradoksalnie – joga, która jest w swojej istocie bezpieczna, może być niebezpieczna tylko wtedy, gdy nie ma w niej obecności, świadomości ciała i doświadczonego prowadzenia. A kiedy te elementy są obecne, praktyka staje się jednym z najlepszych sposobów, by wrócić do siebie: do ciała, do spokoju, do oddechu, do równowagi.








